No, przecież się uczyłem!

Często zdarza się, że dziecko się sporo uczy, ale ma słabe wyniki. Pomijam tu samą systematykę nauki, według której ta nauka przebiega. O tym, częściowo, już pisałem i napiszę jeszcze więcej. Gdzie tkwi problem w tym, że czas spędzony nad zeszytami i książkami nie ma przełożenia na efekty?

Wczasach telefonów komórkowych, tabletów, laptopów i wszechogarniającej elektroniki, coraz mniej czasu poświęcamy na to, co jeszcze niedawno było sprawą oczywistą i niejako, na porządku dziennym. Coraz częściej zapominamy o tak oczywistej i ważnej dla prawidłowego rozwoju (w tym – umysłowego) dziecka, jakim jest ruch na świeżym powietrzu.

Ktoś może powiedzieć, że nie wymyśliłem nic nowego.
Oczywiście, że nie, ale…

Pisząc „kontakt ze świeżym powietrzem”, nie mam na myśli samego przebywania na podwórkowej ławce. Bardzo często tak się zdarza, że wyjście z domu wcale nie daje takich efektów jakie powinno.
Dlaczego?
To proste.
Popatrzcie Państwo na nasze podwórka. Nawet, jeżeli nasze dzieci są na nich – przeważnie spędzają ten czas statycznie – bez ruchu. Granie w gry na telefonie czy korespondencja ze znajomymi to jest widok bardzo częsty. A tu nie chodzi o samo przebywanie poza domem.

Chodzi o RUCH!

Jak na dwór to bez urządzeń elektronicznych.
Jak na dwór to z piłką czy innymi atrybutami powodującymi, że nasza pociecha pobiega i pogimnastykuje się trochę. I to jest to, co mam na myśli, pisząc o kontakcie ze świeżym powietrzem.

Drodzy Państwo.
Wyganiajmy nasze pociechy na dwór.
To jest dobry nawyk, który spowoduje, że czas nauki będzie bardziej efektywny i nie będzie występowało zniechęcenie dziecka, spowodowane brakiem efektów wysiłku włożonego w odrabianie lekcji czy pozyskiwania wiedzy w toku nauki języka.